Recytowanie duchowych banałów

Na zachodzie z dumą rozmyślamy o „medytacji”, wierząc że naturalizujemy i operacjonalizujemy rozmyte pojęcia, używane wcześniej niepecyzyjnie, a więc „nieprawdziwie”, w religijnym lub filozoficznym kontekście. Niestety, na co wskazuje wielu teoretyków i badaczy, próby określania i poklasyfikowania wyizolowanych i niezależnych czynników, odnoszących się do tak względnie skomplikowanych zjawisk, grozi nadmiernym uproszczeniem, spłaszczeniem opisu, a więc zagubienia ważnych niuansów. Rezultatem, jest sprowadzanie złożonego spektrum zjawisk do kilku głównych określeń, takich jak „uważność”, „umysł”, „świadomość”.

Podczas gdy naukowy i filozoficzny dyskurs radzi sobie nieźle, tak w nurcie popularnym sytuacja prezentuje się słabo . Wynika to między innymi z przekładania odmiennych kulturowo pojęć i opisów w inne ramy językowe, wpadaniem dyskursu w koleiny New Age’owy memplex oraz przelewaniem się duchowych treści w przestrzeni internetowej, przez co stają się frazesami. Myślenie i dyskusje stają się odtwarzaniem memów, a pierwotnie mądre treści, poprzez nieustanne papugowanie, zaczynają być recytowane, jak dźwięki wydawane przez pluszowe zwierzaki po naciskaniu guziczka. Język dominuje poznanie i działanie, zamiast być jego naturalną ekspresją, a rozmowy stają się schematyczne i przewidywalne. Wytwarza się osobowość osoby uduchowionej, w której algorytmy myślenia chronią „ego”, dają poczucie wyjątkowości i chronią przed dysonansem.

Do zmiany potrzebna jest z jednej strony nowa kultura myślenia i działania, w której język wyłania z płynności poznania, umysł i świadomość zostają zapchnięte z piedestału niezmiennego absolutu na rzecz ruchu, plastyczności przestrzeni umysłu, dynamiki doświadczania i doświadczenia cielesnego, a z drugiej strony budowanie nowego, pełniejszego słownika.